Sens życia – ujęcie drugie – misja i mądrość międzypokoleniowa.

Sens życia to temat bardzo szeroki. Postanowiłem przyjrzeć mu się z kilku perspektyw i podzielić go na mniejsze części, z których każda będzie odmienna. Tym razem sens życia ujmuję jako mądrość i kapitał międzypokoleniowy. Podjąłem decyzję, że zamieszczę dość osobisty tekst, który napisałem po śmierci jednej z moich babć. Tekst powstał kilka lat temu – od tamtej pory spotkałem sporo osób, z którymi poruszaliśmy tą perspektywę – stąd decyzja o publikacji. Mam nadzieję, że Was zainspiruje do postrzegania naszej misji w życiu w nieco odmienny sposób. Miłej lektury!

Myślałem o tym myśląc o Stefie…

W mej głowie po raz kolejny w życiu pojawiło się pytanie o sens życia.

Nasze życie to udział w sztafecie biegowej. Byt Świata jest tym wyścigiem, a naszą rolą jest przebiec swój odcinek – najlepiej jak tylko się da – tak jak potrafimy – optymalnie. Naszą rolą jest przekazać pałeczkę dalej – następnym pokoleniom. Przekazać życiową mądrość i to co w życiu ważne i dobre. A ponieważ „czasy się zmieniają i my zmieniamy się w nich” – naszą rolą jest utrwalić w tym przekazie podstawowe wartości, postawy i wybrane nawyki. One i tak po części będą ewoluować, a przyszłe pokolenia będą biegły w nieco inny sposób, ale trzon zakotwiczony wewnątrz nas będzie się przejawiał przez wieki. Powiadają, że w istnieniu wszechświata – jesteśmy niczym kropla wody w oceanie, niczym ziarnko piasku na pustyni – do niedawna myślałem, że nie mamy zbyt dużego wpływu na całokształt. A jakie to ma znaczenie globalnie? – zdarzało mi się zapytać. Odpowiedź przyszła w dniu dzisiejszym – bowiem ma – ma ogromne znaczenie. To jak żyjemy, jak się zachowujemy, jak postępujemy, jak się odnosimy do siebie, do życia, do napotkanych na naszej drodze ludzi – to ma ogromne znaczenie. To właśnie ta iskra – gwarantująca podtrzymanie płomienia, który powoduje, że pochodnia wciąż się pali, a my trwamy w wyścigu istnienia Wszechświata.

Kiedy teraz myślę o Stefie – widzę, że była długodystansowcem. Towarzyszyła trzem następnym pokoleniom – biegła obok nas – zarazem skromnie i odważnie – pomagała nam podtrzymać ten żar. Nie zawsze czyniła to wprost, ale zawsze była obok. Tak zresztą będzie nadal, bowiem ona nie umarła w sposób odwieczny – odeszło tylko jej ciało, w którym dane jej było nam dotychczas towarzyszyć. Odszedł zewnętrzny wizerunek, który był dla nas najbardziej dostępny bo widoczny, ale gdy tylko będziemy chcieli ją znowu zobaczyć wystarczy, że każdy z nas zajrzy głęboko w siebie, a ona tam będzie, będzie w nas – w naszych poglądach, postawach, zachowaniach. Zarówno tych górnolotnych i tak ważnych, jak i w błahych codziennych nawykach – w naszym podejściu do życia.

Żar tej pochodni, którą jest dane nam dzierżyć podtrzymujemy poniekąd mimowolnie. Jednakże nie zwalnia nas to z powinności jaką jest dbanie o jego jakość i światłość. Możemy rozżarzać naszą pochodnię każdego dnia – w każdym drobnym geście czy zachowaniu. Możemy dbać o jakość płomienia ciesząc się z każdej chwili i szukając w niej dobra, miłości, szczęścia i radości. Tak właśnie postępowała Stefa. Była optymistką – jak podsumowała moja żona – „babcia była afirmacją życia” – cieszyła się każdą jego chwilą, każdym dniem. Umiała cieszyć się drobiazgami… To właśnie był sposób w jaki niosła pochodnię – niosła ją dumnie, wytrwale, wciąż przesuwając granicę przebywanego dystansu o kolejne kroki, a przede wszystkim niosła ją z uśmiechem na twarzy. Biegła przy dzieciach, wnukach i prawnukach – równym tempem, aż do końca.

Z tymi pochodniami i żarem to jest tak, że kiedy wieje wiatr to choć boimy się, że pochodnia zgaśnie – wiatr paradoksalnie jeszcze bardziej podsyca żar i płomień. Podobnie dzieje się w naszej rzeczywistości – gdy zawieje wiatr i ktoś umiera, to choć początkowo nie umiemy się z tym pogodzić i mamy ogromne poczucie straty – to, gdy znajdziemy czas by zatrzymać się i pomyśleć o tym – w chwili refleksji i zadumy okazuje się, że widzimy więcej. Często moment śmierci jest dla najbliższych swoistą formą podsumowania – a zaduma nad osobą bliską i jej sensem życia przynosi nam największą lekcję – pochodnia wciąż płonie!

I tak finalnie, choć wszyscy dziś mamy powód do smutku i bólu możemy jednocześnie realizować nadal naszą życiową misję – i nieść przekazaną nam pochodnię z dumą i podniesioną głową i mam nadzieję choć odrobiną tej radości w oczach kontynuując przesłanie naszych poprzedników.

Dziękuję Ci Babciu – pochodnia wciąż płonie…”

Mam nadzieję, że powyższe ujęcie wydało Ci się interesujące. Misja i mądrość życiowa to nieco inne spojrzenie na kwestię sensu życia. Mądrość to niesienie przesłania poprzez czyny – nie poprzez deklaracje. Taka postawa to ogromna wartość, choć czasem wydaje się niedoceniana…

Ten wpis był drugim z serii “sens życia”. Pierwszy wpis znajduje się pod poniższym linkiem:

Sens życia – ujęcie pierwsze.

Sens życia – ujęcie pierwsze – hedonizm vs. eudajmonia.

Jakub Kusiorski
psycholog z Olsztyna
psycholog online

Zostaw komentarz

Do góry